No to czas ruszyć do kasyn. Dziś nie wydajemy kasy tylko uczymy si3 grać, a już na pewno ja. Andrzej ma w miarę opanowane Texas Holden, Black Jack etc.
Zacznę od początku. Nastawiałam się mimo wszystko na miasto kiczu. Pozytywne zaskoczenie. Patrick polecił nam zaparkować w hotelu Belagio. Podobno wszystkie parkingi w hotelach są bezpłatne, i tak zostawimy tyle kasy w kasynie, że na opłacenie, parkingu, alkoholu i krupiera wystarczy.
Wyjechaliśmy zatem na ulicę Las Vegas Blvr, hotele wyrosły nam przed oczami, giganty, pełne luksusu, miasto krzyczy: chodź i wydawaj pieniądze. To okropne, ale ludzi bez kasy czują jakby jednak byli bogaci i wydają. A to dlatego, że tak zwany parter hotelu jest otwarty dla wszystkich. Można wejść poogladać, pokręcić się. Jedynie wejście na piętra do pokojów bez wykupionego miejsca jest zabronione. Zewsząd kapie luksus. Łazienki, hole, ludzie wydali miliony na wybudowanie tego. Wszędzie pachnie specjalnie wydzielanymi w powietrze drogimi perfumami. (Trochę mdło). Następnie schodzi się zazwyczaj piętro niżej, gdzie znajduje się kasyno i nocne życie 24 h. Niektórzy potrafią tam tyle przesiedzieć, że nie wiedzą, który jest dzień. Hotele podobno są w miarę tanie jak na takie luksusy. Kasyna pod hotelem zarabiają na hotel. W kasynie jak się usiądzie do stołu to podają za darmo drinki. Oczywiście musiałam obmyślić strategię jak tu wypić więcej niż czas gry to przewiduje. Np ruletka. Obstawienie koloru czerwonego czy czarnego to wygrana 1:1. Andrzej obstawia zawsze czarne, ja czerwone, jesteśmy tym sposobem ciągle przy stole i mamy drinki. Przy każdym stole są podane na kartkach reguły gry, ponadto najwyższe i najniższa możliwość postawienia, w tych hotelach było to głównie 10, 15, 20, 25 dolarów. Do pomieszczenia z wysokimi stawkami się nie kierowaliśmy. Obsługa krupierów robi wrażenie. Najbardziej zafascynowała mnie maszyna do podawania kart przy każdym stole. Niestety w środku nie można robić zdjęć. Pomiędzy hotelami kursuje darmowy (przynajmniej my nie płaciliśmy) pociąg. Dłuższy przystanek zrobiliśmy w New York New York. W środku w podziemiach stworzyli miasteczko, stoją domki, kawiarnie, restauracje, które funkcjonują, można coś zjeść. Dalej przechodzi się do kasyna, no i rollercaster :-) bałam się. Wjeżdża na początku wolno do góry, po to, aby potem spaść niemalże pionowo w dół. Już mnie przweraziło zapięcie, które standardowo zapina jedynie do wysokości pasa. Tutaj było również z góry. Acha. Jeździliśmy do góry nogami, bokiem, ale poszłan drugi raz:-)
Około 5.30 pm zebraliśmy się do domu, gdyż na 7 szliśmy na mecz futbolu w liceum Nicole. Ciekawe doświadczenie, szkoda tylko, że nie rozumiałam zasad. Andrzej stwierdził, że gdyby w Polsce tak to wyglądało to by w liceum zapisał się do drużyny szkolnej. Pomagały q dopingu szkolne cheerleaderki i orkiestra. W połowie występ orkiestry i "tancerzy".
Teraz siedzę i uzupełniam posty. Musiałan dodać puste z datami tylko, aby były po kolei. Uzupełnię i je jutro w podróży do Death Valley. Zamierzamy tam nocować:-)