czwartek, 19 września 2013

Podsumowanie Andrzeja - cyferki

Postaramy się uzupełnić posty puste, ale zabrałem się za podliczenie wyjazdu, więc je też opublikuję:
Statystyki przewidywane:
koszt: około 20 000 PLN
odległość pokonana samochodem: około 5 500 mil = 8 850 km
tak napisałem przed wyjazdem, a tak to wygląda dzisiaj:
 koszt bez biletów lotniczych: 20 917 PLN
z biletami jest mniej ciekawie: 28 480 PLN
odległość pokonana samochodem: 6 776 mil = 10 905 km

 Jak widać wyszło "trochę" więcej, chyba dlatego, że w trakcie wyjazdu nie doliczyłem w głowie kosztu dostania się tam i powrotu. Na 100% można było trochę przyoszczędzić.
  Dzięki temu, że nie przyoszczędziliśmy, byliśmy razem na Dolphin Interaction Program w SeaWorld i mamy stamtąd zdjęcia za cenę zbójecką 100$(za płytkę ze zdjęciami, z podatkiem)

  Przez błąd organizacyjny z mojej strony, czyli brak rezerwacji w San Francisco zrobiliśmy około 500mil więcej.
  Kupiliśmy trochę ciuchów nieplanowanych wcześniej.

Było warto.

poniedziałek, 16 września 2013

Powrót

Naprawdę nie chce nam się wyjeżdżać z las Vegas, ale teraz jest już za późno. Siedzimy w samolocie i czekamy aż ludzie się zapakują. Już mieliśmy przygody na lotnisku, więc może reszta podróży będzie spokojna.

Niedziala

Poniedziałek

niedziela, 15 września 2013

Sobota 14.09

Około 12pm wróciliśmy z powrotem do Las Vegas do Olgi. Pobyt u Olgi spędzamy już głównie odpoczywając nad basenem z drinkami, stąd posty będę krótsze:)

W niedzielę wieczór idziemy na przedstawienie Cirque du Soleil. Wypadałoby się odpowiedznio ubrać jak na wyjście do teatru przystało, dlatego też postanowiliśmy zakupić odpowiednie ubrania. Następnie na godzinę 4pm zostaliśmy zaproszenie na prawdziwe amerykańskie barbeque:) Zostąło zoorganizowane przez koleżankę Olgi. Obie należą do tzw. "polsko-amerykańskiego klubu", spotykają się przynajmniej raz w miesiącu, by móc porozmawiać po polsku. Tym razem zostali zaproszenie również ich partnerzy, małżonkowie. Spróbowaliśmy również amerykańskim domowych hamburegów. Już wiem czym się tak zachwycają i czemu jest to tak popularne. Było bardzo przyjemnie, gdyż zanim się obejrzałam było już po 10pm. I nie chodzi o to, że się szybko skończyło;)

sobota, 14 września 2013

Piątek 13.09 Death Valley

Trasa do Death Valley miała zająć około 2,5 h. Uznaliśmy, ze lepiej się tam przespać. Informacje o najwyższych temperaturach nie odstraszały. Sprawdziliśmy pogodę, przewidywana na piątek 105°f, 40°c, prawie się sprawdziła, miejscami było 110°f. Z rana Olga z Patrickiem i Alexem pojechali obejrzeć nową szkołę dla Alexa, gdyż w końcu przyszło powiadomienie. My na spokojnie wstaliśmy, zjedliśmy śniadanie i ustalaliśmy trasę do Death Valley. Niespodziewanie przyszła jakaś nieznana nam kobitka, ale na szczęście okazała się sprzątaczką. Lubię takie przedziwne sytuacje, kiedy obie strony się siebie nie spodziewają. Po drodze przypominało nam się że nie wzieliśmy aparatu, a bez tego ani rusz. W między czasie rodzina wróciła z wiadomością, że szkoła się bardzo podoba. Patrick się śmiał, ze mieliśmy szybką wycieczkę do Death Valley. Zabraliśmy co trzeba, pożegnaliśmy się po raz kolejny. Zwaliliśmy to na piątek 13.

Death Valley- kupa piasku jak na pierwszy rzut oka. Gdy podejdzie się bliżej okazało się, że są to miejscami skały. W 1916 (coś takiego) zanotowali póki co najwyższą temperaturę 134°f, czyli tadam 56°c. Zastanawiam się co takiego ma w sobie to ukształtowanie terenu, że występuje tu zawsze najwyższa temperatura. Poza death valley temperatura o 15°f mniej. Na początek postanowiliśmy z góry obejrzeć Salt Lake, który znajduje się 85 metrów poniżej poziomu morza. Następnie udaliśmy się na dół. Gdyby nie duża tablica na skale z zaznaczonym poziomem morza, nie czułabym, że jestem ppm. Jest to najniżej położone miejsce w Ameryce. Kolejnym punktem na drodze było miejsce o niesamowitym podłożu. Skalne podłoże, ostre, pofalowane, może jak rafa koralowa, niektórzy mają skojarzenia z pumeksem w powiększeniu. Gdzie tam pole golfowe? Następnie udaliśmy się na 1milowy szlak Naturalne Bridge (w tym upale wydał się dłuższy) i później artistic road- droga wśród skał w kolorach zielonych, czerwonych, żółtych, piękne.

Około 5pm zaczęliśmy kierować się w stronę campgroundu, bezpłatnego. Zastanawiałam się jak będzie wyglądał kemping na takiej pustyni. Wyglądał jak każdy inny, tylko nie było na nim drzew i do toalet było troszkę dalej. Około 21 było już tylko około 90 stopni Fahrenheita (32 stopnie Celsjusza). Dopiero około 3pm zrobiło się 84. Noc ciepła, za to niebo gwiaździste.

Wieczorem nauka gry w Black Jack czyli przygotowanie do niedzielnego podboju kasyna.

piątek, 13 września 2013

Czwartek 12.09 Las Vegas

No to czas ruszyć do kasyn. Dziś nie wydajemy kasy tylko uczymy si3 grać, a już na pewno ja. Andrzej ma w miarę opanowane Texas Holden, Black Jack etc.

Zacznę od początku. Nastawiałam się mimo wszystko na miasto kiczu. Pozytywne zaskoczenie. Patrick polecił nam zaparkować w hotelu Belagio. Podobno wszystkie parkingi w hotelach są bezpłatne, i tak zostawimy tyle kasy w kasynie, że na opłacenie, parkingu, alkoholu i krupiera wystarczy.

Wyjechaliśmy zatem na ulicę Las Vegas Blvr, hotele wyrosły nam przed oczami, giganty, pełne luksusu, miasto krzyczy: chodź i wydawaj pieniądze. To okropne, ale ludzi bez kasy czują jakby jednak byli bogaci i wydają. A to dlatego, że tak zwany parter hotelu jest otwarty dla wszystkich. Można wejść poogladać, pokręcić się. Jedynie wejście na piętra do pokojów bez wykupionego miejsca jest zabronione. Zewsząd kapie luksus. Łazienki, hole, ludzie wydali miliony na wybudowanie tego. Wszędzie pachnie specjalnie wydzielanymi w powietrze drogimi perfumami. (Trochę mdło). Następnie schodzi się zazwyczaj piętro niżej, gdzie znajduje się kasyno i nocne życie 24 h. Niektórzy potrafią tam tyle przesiedzieć, że nie wiedzą, który jest dzień. Hotele podobno są w miarę tanie jak na takie luksusy. Kasyna pod hotelem zarabiają na hotel. W kasynie jak się usiądzie do stołu to podają za darmo drinki. Oczywiście musiałam obmyślić strategię jak tu wypić więcej niż czas gry to przewiduje. Np ruletka. Obstawienie koloru czerwonego czy czarnego to wygrana 1:1.  Andrzej obstawia zawsze czarne, ja czerwone, jesteśmy tym sposobem ciągle przy stole i mamy drinki. Przy każdym stole są podane na kartkach reguły gry, ponadto najwyższe i najniższa możliwość postawienia, w tych hotelach było to głównie 10, 15, 20, 25 dolarów. Do pomieszczenia z wysokimi stawkami się nie kierowaliśmy. Obsługa krupierów robi wrażenie. Najbardziej zafascynowała mnie maszyna do podawania kart przy każdym stole. Niestety w środku nie można robić zdjęć. Pomiędzy hotelami kursuje darmowy (przynajmniej my nie płaciliśmy) pociąg. Dłuższy przystanek zrobiliśmy w New York New York. W środku w podziemiach stworzyli miasteczko, stoją domki, kawiarnie, restauracje, które funkcjonują, można coś zjeść. Dalej przechodzi się do kasyna, no i rollercaster :-)  bałam się. Wjeżdża na początku wolno do góry, po to, aby potem spaść niemalże pionowo w dół. Już mnie przweraziło zapięcie, które standardowo zapina jedynie do wysokości pasa. Tutaj było również z góry. Acha. Jeździliśmy do góry nogami, bokiem, ale poszłan drugi raz:-)

Około 5.30 pm zebraliśmy się do domu, gdyż na 7 szliśmy na mecz futbolu w liceum Nicole. Ciekawe doświadczenie, szkoda tylko, że nie rozumiałam zasad. Andrzej stwierdził, że gdyby w Polsce tak to wyglądało to by w liceum zapisał się do drużyny szkolnej. Pomagały q dopingu szkolne cheerleaderki i orkiestra. W połowie występ orkiestry i "tancerzy".

Teraz siedzę i uzupełniam posty. Musiałan dodać puste z datami tylko, aby były po kolei. Uzupełnię i je jutro w podróży do Death Valley. Zamierzamy tam nocować:-)